Strój w Kościele.
Rzeczywiście jest to problem. Kiedyś ludzie mieli odświętne ubranie, które zakładali na szczególne okazje: do teatru, opery, kościoła. Dzisiaj wielu o tym zapomniało. Nie wymagamy, by wierni mieli szczególny garnitur czy sukienkę zarezerwowane tylko na pójście na Mszę św. Nie może być jednak tak, że strój jest niechlujny lub co gorsze, zbyt mocno odsłaniający ludzkie ciało. Po pierwsze, nie jest to estetyczne – strój winien oddawać nasz stosunek do rangi wydarzenia. Po drugie, mamy dbać o ubiór ciała, ponieważ jest ono przybytkiem Ducha Świętego, świątynią Bożą. W Ewangelii wg św. Mateusza czytamy słowa Jezusa: „Przyjacielu, jakżeś tu wszedł, nie mając stroju weselnego” (Mt 22, 12). W Starym Testamencie „odsłanianie czyjejś nagości” jest synonimem nieuporządkowanych kontaktów seksualnych (por. Kpł 18, 6nn; 20, 11.17–21). Nagość kobiety wzbudzała w mężczyźnie pożądanie i stała u podstaw czynów prowadzących do grzechu. Przykładem jest Dawid, gdy zobaczył Batszebę czy starcy podglądający Zuzannę (por. 2 Sm 11, 2; Dn 13, 14nn). Katechizm Kościoła Katolickiego uczy, że poczucie wstydu, wstydliwość „chroni intymność osoby. Polega ona na odmowie odsłaniania tego, co powinno pozostać zakryte. Wstydliwość jest związana z czystością, świadczy o jej delikatności. Kieruje ona spojrzeniami i gestami, które odpowiadają godności osób i godności ich zjednoczenia” (KKK 2521). Podobnie z makijażem. Jeden z francuskich kapłanów, udzielając Komunii św. kobiecie z przesadnie wymalowanymi ustami, powiedział: „Panie Jezu, uwaga! Świeżo malowane!”.
Powyższy tekst: Ks. dr Krzysztof Michalczak – przewodnik-katolicki.pl